Dojeżdżamy do Delf. Ograniczę się tym razem do opisu tego miejsca, w wielu miejscach można je znaleźć, skupię się na swoich wrażeniach. Z pewnością warto zagłębić się w mityczne historie o klątwach ciążących na rodzie Labdakidów - to dodaje smaczku podczas zwiedzania. Poza tym jest to kolejne miejsce, które poza ruinami, które świadczą o ogromnym bogactwie tego miejsca, kolejnym ciekawym muzeum oraz robiących wrażenie rozwiązaniach architektonicznych, zachwyca umiejscowieniem. Bardzo warto!
Pępek świata
Drugi był Klasztor Osios Loukas (Osios - Święty), nie chodzi tu o Ewangelistę, tylko o samego założyciela tego miejsca. Mnisi poza modlitwami pracowali na rozległych polach, w których rosły drzewa oliwne i migdałowe.
Zagadka - kto stracił twarz?
:D
To niestety wszystkie zdjęcia, dlaczego?
W TEBACH NIC NIE MA Tzn jest muzeum, które oczywiście było czynne tylko do godziny 14, ale co dziwniejsze mieszkańcy nie są zupełnie świadomi wagi tego miejsca. Rozumiem, że ze starożytnych Teb nie zostało prawie nic, ale coś się powinno wiedzieć.
Klasztor Dafni - również zamknięty. Jest w dość zaawansowanym remoncie i czynny tylko dwa dni w tygodniu (niestety nie zapisałem jakie, pewnie można znaleźć w internecie).
Plany były dość odważne, ale jako że właściwie dwa miejsca wypadły nam z planów, a jechało się bardzo dobrze, to wróciliśmy dość wcześnie i udaliśmy się z winkiem na ławeczkę, gdzie obserwowaliśmy Greka, który szkolił swoje psy. Trening polegał na tym, że pan pokazywał psu, w który róg skweru ma biec, z tymże od każdego rogu dalsza trasa była inna, w zależności w którym startował, później dotykał nosem innym rogów. Po jakiejś godzinnej obserwacji znaliśmy każdą z tras
;)
Teraz przy okazji porady samochodowe: Na Sounion w ogóle nie jechałem autostradą. Na pewno był to dobry wybór. Trasy w obie strony były piękne (choć ta "do" bardziej). Wracając spotkałem na drodze "miśków z suszarkami", ale jechałem zgodnie z ograniczeniem prędkości (mimo, że droga zachęcała na więcej). Delfy-Teby: "do" autostradą - świetna widokowo i nawierzchniowo - koszt około 5-6 euro. Powrót innymi drogami równie ciekawy. Peloponez (o którym zaraz): "do" autostradą (uwaga: trudno zauważyć Kanał Koryncki, miejsce gdzie można go na spokojnie zobaczyć znajduje się myślę w promieniu kilometra na północ od miejsca, gdzie autostrada przekracza Kanał), powrót drogą przyautostradową - w ciągu dnia musi być pięknie, ale w nocy, przy lejącym deszczu było przerażająco
:P
A o wyprawie na Peloponez jeszcze dziś późniejszym wieczorem (mam nadzieję).Minęły prawie dwa lata, a ja postanowiłem dokończyć moją relację. Oczywiście pamięć już nie ta, więc będzie skromnie, ale postaram się wyszperać cośniecoś.
No to jadziem... Z Aten piękną autostradką super się jechało, chociaż trochę trudno z drogi zauważyć Kanał Koryncki.
Pierwszy przystanek to starożytny Korynt i szczerze powiedziawszy po wcześniejszych atrakcjach bez szału.
Dużo ciekawsze okazało się to co widać w tle jednej z pozostałości Starożytnego Koryntu...
Akrokorynt! Fortyfikacja na ogromnie stromej górze - samochodzikiem z małym silnikiem ciężko było podjechać. Miejsce robiło ogromne wrażenie, tak samo jak roztaczający się stamtąd widok.
Następne na naszej trasie były Mykeny. Słynna lwia brama i robiąca ogromne wrażenie precyzja złożenia kamiennych bloków.
Potem teatr w Epidauros, gdzie autentycznie z górnych rzędów słychać nawet szept i to nieteatralny
;) Nam się trafiła fajna atrakcja, bo akurat była jakaś wycieczka (mimo, że nie sezon i na początku byliśmy tam sami), w które była bardzo ładnie śpiewająca dziewczyna, więc mieliśmy mini koncert w antycznym teatrze.
A potem jeszcze zaskoczyła nas tęcza!
Potem dalej do Napflio, po drodze kradzież cytryn...
kradliśmy też pomarańcze, pachniały nieziemsko, były trochę kwaśne, ale pyszne (pamiętam! 2 lata minęły!)
W Nafplio trafiliśmy do lodziarni, gdzie obsłużyła nas bardzo sympatyczna pani z Białorusi, która mówiła troszkę po polsku. W ogóle piękne i bogate miasto. Marmurowe chodniki, a nadbrzeże usłane Palmami.
Nad miastem widać zamek, niestety byliśmy za późno, żeby go zwiedzić.
A kawałeczek od brzegu na małej wysepce mini-twierdza
;)
Ale pogoda zaczęła się psuć...
Zaczęło przeraźliwie wiać,
aż w końcu rozpętała się niezła burza.
Powrót był niesłychanie męczący. Jechałem wąziutką drogą, która prowadziła nad samym nadbrzeżem. Barierki liche, wiało i lało niemiłosiernie, a wycieraczki działały miernie. I jeszcze ci szalejący w tych warunkach drogowych Grecy. Na rozluźnienie przy kanale korynckim zatrzymaliśmy się na souvlaki
i przyglądaliśmy się przepływającemu przez kanał koryncki statkowi...
I to tyle, cieszę się, że udało mi się dokończyć tę relację. Jeśliby kiedykolwiek pojawiły się jakieś pytania w tym temacie, postaram się na nie odpowiedzieć. Serdecznie Pozdrawiam wszystkich forumowiczów, dzięki Waszym radom odbyłem tę i inne wspaniałe podróże w swoim życiu. Do następnego!
Czekam ze zniecierpliwieniem na ciąg dalszy bo my (ja, żona i 1,5 córa) wylądujemy na tydzień w najbliższą środę (tez promo Lotu i Airbnb), a jeszcze nie było czasu planować pobytu, więc z pewnością częściowo będziemy się wzorować na Waszych doświadczeniach
:)
Hehe, citybreak po polsku także pozdrawia - to chyba był nasz wpis
;) Też skorzystaliśmy z okazji LOTu.Jest faktycznie bardzo ciepło w lutym, ale tylko w dzień, w nocy temperatura była dość zimowa. My kupiliśmy bilet 3 dniowy na komunikację, bo sporo podróżowaliśmy po mieście + jezioro Vouligameni (SUPER - polecam! Popływać w lutym w jeziorze - bezcenne. Do tego przemiła obsługa + Wi-Fi).Nocleg w Doriann Inn - całkiem przyjemny hotel, z fajnym tarasem.
Swietna relacja.Rowniez skorzystalismy z promocji lotu i lecimy 10.03-19.03.Jednak ze wzgledu na corke (11 miesiecy) zrezygnowalismy z Aten jako nocleg, wypozyczamy auto w athens-carrental.com i prosto z lotniska jedziemy do hotelu w Tolo.
Ja w Atenach spędziłam ubiegłoroczne (śnieżne u nas) Święta Wielkanocne. Byłam tam tydzień i wcale nie uważam, żeby było to za długo. Było pieknie, cieplutko i pachniały kwitnace drzewka pomarańczowe. W tym roku juz nie dam rady
:D , ale w przyszłym również spędzę tam Wielkanoc.
Dojeżdżamy do Delf. Ograniczę się tym razem do opisu tego miejsca, w wielu miejscach można je znaleźć, skupię się na swoich wrażeniach. Z pewnością warto zagłębić się w mityczne historie o klątwach ciążących na rodzie Labdakidów - to dodaje smaczku podczas zwiedzania. Poza tym jest to kolejne miejsce, które poza ruinami, które świadczą o ogromnym bogactwie tego miejsca, kolejnym ciekawym muzeum oraz robiących wrażenie rozwiązaniach architektonicznych, zachwyca umiejscowieniem. Bardzo warto!
Pępek świata
Drugi był Klasztor Osios Loukas (Osios - Święty), nie chodzi tu o Ewangelistę, tylko o samego założyciela tego miejsca. Mnisi poza modlitwami pracowali na rozległych polach, w których rosły drzewa oliwne i migdałowe.
Zagadka - kto stracił twarz? :D
To niestety wszystkie zdjęcia, dlaczego?
W TEBACH NIC NIE MA
Tzn jest muzeum, które oczywiście było czynne tylko do godziny 14, ale co dziwniejsze mieszkańcy nie są zupełnie świadomi wagi tego miejsca. Rozumiem, że ze starożytnych Teb nie zostało prawie nic, ale coś się powinno wiedzieć.
Klasztor Dafni - również zamknięty. Jest w dość zaawansowanym remoncie i czynny tylko dwa dni w tygodniu (niestety nie zapisałem jakie, pewnie można znaleźć w internecie).
Plany były dość odważne, ale jako że właściwie dwa miejsca wypadły nam z planów, a jechało się bardzo dobrze, to wróciliśmy dość wcześnie i udaliśmy się z winkiem na ławeczkę, gdzie obserwowaliśmy Greka, który szkolił swoje psy. Trening polegał na tym, że pan pokazywał psu, w który róg skweru ma biec, z tymże od każdego rogu dalsza trasa była inna, w zależności w którym startował, później dotykał nosem innym rogów. Po jakiejś godzinnej obserwacji znaliśmy każdą z tras ;)
Teraz przy okazji porady samochodowe:
Na Sounion w ogóle nie jechałem autostradą. Na pewno był to dobry wybór. Trasy w obie strony były piękne (choć ta "do" bardziej). Wracając spotkałem na drodze "miśków z suszarkami", ale jechałem zgodnie z ograniczeniem prędkości (mimo, że droga zachęcała na więcej).
Delfy-Teby: "do" autostradą - świetna widokowo i nawierzchniowo - koszt około 5-6 euro. Powrót innymi drogami równie ciekawy.
Peloponez (o którym zaraz): "do" autostradą (uwaga: trudno zauważyć Kanał Koryncki, miejsce gdzie można go na spokojnie zobaczyć znajduje się myślę w promieniu kilometra na północ od miejsca, gdzie autostrada przekracza Kanał), powrót drogą przyautostradową - w ciągu dnia musi być pięknie, ale w nocy, przy lejącym deszczu było przerażająco :P
A o wyprawie na Peloponez jeszcze dziś późniejszym wieczorem (mam nadzieję).Minęły prawie dwa lata, a ja postanowiłem dokończyć moją relację. Oczywiście pamięć już nie ta, więc będzie skromnie, ale postaram się wyszperać cośniecoś.
No to jadziem...
Z Aten piękną autostradką super się jechało, chociaż trochę trudno z drogi zauważyć Kanał Koryncki.
Pierwszy przystanek to starożytny Korynt i szczerze powiedziawszy po wcześniejszych atrakcjach bez szału.
Dużo ciekawsze okazało się to co widać w tle jednej z pozostałości Starożytnego Koryntu...
Akrokorynt! Fortyfikacja na ogromnie stromej górze - samochodzikiem z małym silnikiem ciężko było podjechać. Miejsce robiło ogromne wrażenie, tak samo jak roztaczający się stamtąd widok.
Następne na naszej trasie były Mykeny. Słynna lwia brama i robiąca ogromne wrażenie precyzja złożenia kamiennych bloków.
Potem teatr w Epidauros, gdzie autentycznie z górnych rzędów słychać nawet szept i to nieteatralny ;)
Nam się trafiła fajna atrakcja, bo akurat była jakaś wycieczka (mimo, że nie sezon i na początku byliśmy tam sami), w które była bardzo ładnie śpiewająca dziewczyna, więc mieliśmy mini koncert w antycznym teatrze.
A potem jeszcze zaskoczyła nas tęcza!
Potem dalej do Napflio, po drodze kradzież cytryn...
kradliśmy też pomarańcze, pachniały nieziemsko, były trochę kwaśne, ale pyszne (pamiętam! 2 lata minęły!)
W Nafplio trafiliśmy do lodziarni, gdzie obsłużyła nas bardzo sympatyczna pani z Białorusi, która mówiła troszkę po polsku.
W ogóle piękne i bogate miasto. Marmurowe chodniki, a nadbrzeże usłane Palmami.
Nad miastem widać zamek, niestety byliśmy za późno, żeby go zwiedzić.
A kawałeczek od brzegu na małej wysepce mini-twierdza ;)
Ale pogoda zaczęła się psuć...
Zaczęło przeraźliwie wiać,
aż w końcu rozpętała się niezła burza.
Powrót był niesłychanie męczący. Jechałem wąziutką drogą, która prowadziła nad samym nadbrzeżem. Barierki liche, wiało i lało niemiłosiernie, a wycieraczki działały miernie. I jeszcze ci szalejący w tych warunkach drogowych Grecy. Na rozluźnienie przy kanale korynckim zatrzymaliśmy się na souvlaki
i przyglądaliśmy się przepływającemu przez kanał koryncki statkowi...
I to tyle, cieszę się, że udało mi się dokończyć tę relację. Jeśliby kiedykolwiek pojawiły się jakieś pytania w tym temacie, postaram się na nie odpowiedzieć. Serdecznie Pozdrawiam wszystkich forumowiczów, dzięki Waszym radom odbyłem tę i inne wspaniałe podróże w swoim życiu. Do następnego!